Nie chce mi się.

Nie chce mi się
Nie chce mi się wstawać rano do pracy, ubierać się, jeść, pić, myć się i tak dalej…
Nie chce mi się słuchać muzyki i ogarniać o czym ona jest. Nie chce mi się modlić.
Nie chce mi się ścielić łóżka, parzyć ziół i pilnować reguł przy parzeniu herbat. Nie chce mi się podłączać laptopa do prądu i wpisywać hasła. Nie chciało mi się jechać do Barda i przygotowywać konferencji [mp3 wkrótce!]. Nie chce mi się śledzić i oglądać seriali. Nie chce mi się rozmawiać z ludźmi, czytać książki, robić zakupy. Nawet tego tekstu nie chce mi się pisać.

 

Czy to oznacza że jestem leniem? A gdzie napisałem że czegoś nie zrobię?
Czy to oznacza że marudzę? Nie. Nazywam fakty. Definiuje to co się dzieje we mnie.
Uczucia, emocje – one są moralnie obojętne. Dopiero moje działania, to w którą stronę popchnę te emocje – to nadaje im wartość. Łaski albo grzechu.
Kurewsko nie chce mi się tak wielu rzeczy.
ale
robię. Działam. Kocham.

 
Bo źle zaparzona herbata traci smak i właściwości. Bo bez pracy nie będę miał satysfakcji, punktu podparcia. Bo jak źle sobie pościelę to będę nędznie spał. Bo jak usunę hasło z komputera to będzie on wrażliwszy na ataki. Bo czasami psychika potrzebuje relaksu i ujścia w inny świat – czy to serialu czy książki. Bo potrzebuję jeść, pić, być z ludźmi.

 
A ten tekst? No, to jedyna sprawa którą mogłem olać. A jednak… niesie [mam nadzieję!] jakąś wartość!
Nie ma absolutnie żadnego znaczenia czy mi się chce czy nie. Znaczenie ma co z tym zrobię.
Dziś wybieram działanie.
Zawsze dziś.
Zawsze działanie.